Bomba czy Bombaj? Alarm na lotnisku w Indiach

Lotnisko króla Śiwadźiego w Bombaju otrzymało w niedzielę informację o podłożonej bombie. Okazało się jednak, że telefon, który wykonał 45-letni obywatel Indii nie dotyczył planowanego zamachu, lecz… pytania o wylot samolotu.

Mężczyzna zadzwonił na lotnisko w niedzielę. Obsługa usłyszała w słuchawce hasło bomb hai, czyli „jest bomba”. Zaraz po tym dzwoniący rozłączył się.

Pomyłka czy celowe zagranie?

Mężczyzna został szybko odnaleziony i zatrzymany. Zgodnie z jego zeznaniami, nie chciał wcale powiedzieć, że na lotnisku podłożona jest bomba, a jedynie zapytać, kiedy odleci jego samolot, wylatujący z Bombaju do New Dehli. Użył więc skrótu Bom-Del. Jego zdaniem obsługa źle zrozumiała go przez telefon, a on wcale nie rozłączył się, ale połączenie zostało zerwane. Kamery monitoringu zarejestrowały jednak, jak rozmawiał z budki telefonicznej, a policja uznaje, że nie chciał on zadzwonić z pytaniem o wylot, ale z nadzieją, że uda mu się sparaliżować lotnisko. Był bowiem zdenerwowany faktem, że jego lot wciąż się opóźniał, a jego czekały jeszcze dwie przesiadki.

Obecnie postawione zostały mu zarzuty.