Obydalej.pl: Czwarta relacja

Prosto ze stolicy Laosu – Vientiane ruszyliśmy do kraju, którego się chyba najbardziej obawialiśmy i nie wiedzieliśmy czego się po nim spodziewać. Wietnam! Od początku przeczuwaliśmy, że to będzie nie lada wyzwanie. Już sama droga do Hanoi była dość ciekawym przeżyciem. Autobusem typu sleeper, którym mieliśmy jechać 24 godziny, jechaliśmy w końcu grubo ponad 30. W dodatku Wojtek pół trasy pokonał niemal przytulony do ogromnego Laotańczyka, który chrapał jak traktor… No ale nie narzekajmy – takie właśnie są uroki podróżowania.

Hanoi

Nasza pierwsza wietnamska destynacja niesamowicie nas zaskoczyła. Owszem, było tłoczno i głośno, ale pomimo tego stolica Wietnamu ma w sobie coś, co nas urzekło. Nie są to ani wspaniałe zabytki, ani zapierające dech w piersi krajobrazy… Hanoi po prostu ma „ten” klimat. Niesamowite są wąskie uliczki starego miasta, w których zarówno turyści, jak i Wietnamczycy popijają sobie bia hoi, czyli świeże lane piwo (kosztuje tylko 80 gr!). Bardzo dużo osób nosi także tradycyjne, bambusowe kapelusze, przez co wszystko wygląda tak tradycyjnie. Było to dla nas miłe zaskoczenie, bo to zdecydowanie nie jest tylko chwyt marketingowy.

Między milionem straganów, restauracyjek i sprzedawców dosłownie wszystkiego, śmigają tysiące skuterków i motorków. Ten pozorny chaos jest jednak w pewien nieznany nam sposób całkiem zorganizowany. Panuje tu jedna zasada, której każdy powinien się trzymać. Jeśli jesteś pieszym i chcesz przejść na drugą stronę ulicy – nie zatrzymuj się. Nigdy. Wtedy szanse na to, że przejdziesz bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu rosną 🙂

Obraz Leon_Ting Pixabay

Halong Bay

Zatoka Halong to miejsce, o odwiedzeniu którego marzyliśmy już od bardzo dawna. Szmaragdowa morska woda i wystające z niej wapienne, pionowe skały są wprost bajeczne. Już patrząc na same pocztówki przedstawiające to miejsce przechodziły nas najprawdziwsze ciarki. Zdecydowaliśmy się więc na dwudniowy rejs z noclegiem na jednym ze statków. Po dopłaceniu kilku dolarów udało nam się dostać na mniejszy statek i wybrać w rejs w nieco dalszy rejon, omijając tym samym prawdziwą morską autostradę, którą przepływają duże statki z setkami turystów na pokładzie. Uff… w całym tym już bardzo turystycznym miejscu znaleźliśmy spokojne zacisze,z którego podziwialiśmy chyba najpiękniejszy wschód słońca w naszym życiu. Było warto!

Hue – dawna stolica Wietnamu

Pierwsze co rzuca się w oczy w Hue to ogromna cytadela cesarska i zakazane miasto, do którego wstęp miał kiedyś tylko cesarz i jego najbliżsi. To miejsce robi ogromne wrażenie. Naszym zdaniem jest to jedno z miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić. Są tam też polskie akcenty – renowację jednej ze świątyń w kompleksie zasponsorował rząd Rzeczypospolitej.

Tu też czekała nas pewna miła niespodzianka. Za naprawdę przyzwoitej klasy hotel w cenie 10 dolarów za noc, dostaliśmy też pyszne śniadanko i po 5 piw na głowę gratis 🙂 Vietnam, we love you!

Obraz Simone Assetta Pixabay

Hoi An

Hoi An zdecydowanie najlepiej zwiedzać na rowerze. To właśnie tutaj pierwszy raz postanowiliśmy włączyć się do ruchu trochę bardziej odważnie, niż tylko jako piesi lub pasażerowie na motorku. Powiemy jedno – na początku nie było łatwo. Wszyscy tu omijają cię z obu stron, jeżdżą pod prąd, nagle skręcają, trąbią… Właściwie ciężko tu znaleźć jakąś jedną zasadę 🙂 Niemniej jednak dzięki naszym super wygodnym rowerkom wypożyczonym za 3 złote na dzień, z łatwością dostaliśmy się na przepiękne plaże oddalone od centrum o jakieś 7 kilometrów. Wreszcie mogliśmy się wykąpać i wysmażyć na słońcu, a do tego zjeść przepyszne owoce morza, za które naprawdę zapłaciliśmy grosze.

W Hoi An znajduje się też niezwykle klimatyczna starówka oraz niewielki targ, na którym można spróbować najlepszych wietnamskich dań za niewielkie pieniądze. Jedno jest pewne – tutaj rządzi zupa Pho, czyli rodzaj rosołu, który można przygotowywać na milion sposobów. Polecamy!

Nha Trang

Przedostatnim przystankiem na trasie Hanoi – Sajgon było nadmorskie Nha Trang. To taka wietnamska Copacabana 🙂 Plaże, wielkie hotele, palmy i te sprawy. Nie brakuje tutaj także barów i restauracji. Co ciekawe, w Wietnamie w niemalże każdym barze piwo jest tańsze, niż w normalnym sklepie. Dlaczego? Nie mamy pojęcia, ale jakoś nam to nie przeszkadzało.

Obraz Quang Nguyen vinh Pixabay

Sajgon

Samo miasto wcale nas nie powaliło na kolana. W porównaniu do reszty kraju Ho Chi Ming City, bo tak brzmi obecna nazwa miasta, jest bardziej nowoczesne i bogatsze. I takie mniej azjatyckie… Oprócz dzielnicy dla turystów wygląda jak typowa metropolia. Nic szczególnego, nic nowego. Widać, że poszło już z duchem czasu. A szkoda, bo tradycyjny Wietnam jest po prostu wspaniały!

Pod miastem w Ku Chi znajdują się ogromne tunele, w których w czasie wojny ukrywali się wietnamscy żołnierze, walczący z Amerykanami. Warto się tam wybrać, aby poznać trochę historii kraju. Drugim takim miejscem przypominającym tragiczną historię Wietnamu jest sajgońskie muzeum wojny, jednak uwaga – nie radzimy tam przychodzić z dziećmi. Zdjęcia na wystawach są niesamowicie brutalne i… takie prawdziwe.

Żegnaj, Wietnamie

Z Wietnamu wyjeżdżaliśmy smutni. Naprawdę nie chcieliśmy się z nim rozstawać. Ten kraj nas zaskoczył bardzo na plus, a ludzie wprost oczarowali. Zakochaliśmy się w nim od pierwszego wejrzenia i na pewno w naszej pamięci pozostanie jako jedno z najwspanialszych miejsc, jakie odwiedziliśmy. Teraz jednak przyszedł czas na Kambodżę, a czego w niej doświadczymy? Nie wiadomo… Jesteśmy jednak przekonani, że znów czekają nas ciekawe przygody:)

Więcej przeczytasz na stronie obydalej.pl

Dodaj komentarz