Marzec w różnych zakątkach globu – najciekawsze festiwale!

Lokalne festiwale to przepustka do innego świata. Chyba nie ma lepszego sposobu na wniknięcie w obcą kulturę niż udział w rodzimych świętach! Marzec to zmierzch zimy i początek wiosny. W tym niezwykłym czasie w wielu miejscach na ziemi do głosu dochodzą dawne zwyczaje, zamierzchłe tradycje i wierzenia.  Oto nasze propozycje intrygujących festiwali.

Meksykańska noc czarownic

Interesują Was zloty czarownic? Jeśli wyrwać chcecie się poza rodzimą Łysą Górę, polecamy konwent w meksykańskim miasteczku Catemaco. To właśnie tu w pierwszy marcowy czwartek tłumnie gromadzą się uzdrowiciele, wiedźmy i szamani przybyli z różnych rejonów kraju. Przez weekend niemal całą dostępną miejską przestrzeń szczelnie pokrywają intrygujące stoiska i stragany. Bez problemu nabyć można tu wtenczas magiczne amulety, uzdrawiające preparaty i rozmaite tajemne mikstury.

Na porządku dziennym są wróżby z kart tarota, oczyszczające ceremonie, szamańskie konsultacje, śpiewy i tańce.  Meksyk nie tylko od święta, ale i na co dzień zaskakuje niebywałą mieszanką wierzeń. Wraz z religią katolicką wciąż koegzystują tu dawne prekolumbijskie obrzędy, średniowieczne hiszpańskie zwyczaje, a nawet przybyłe z Afryki Zachodniej kulty wudu. Szamani rezydują w okolicach chrześcijańskich świątyń, a katoliccy święci wciąż mają w sobie coś z dawnych bóstw pogańskich. Noc czarownic, która od 1970 roku odbywa się w Catemaco, to kolejny przykład zupełnie niezwykłej religijnej meksykańskiej mieszanki. Najciekawsze festiwale swą tematyką mogą nas zaskoczyć.

Meksykańska uzdrowicielka – curandera
fot. https://flic.kr/p/o7rSxD CC BY 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

Hinduski Festiwal Kolorów

Indie to kraina wypełniona niebywałym bogactwem smaków, zapachów i kolorów. Te ostatnie o zawrót głowy przyprawią nas zwłaszcza podczas obchodów święta Holi. Przełom zimy i wiosny w wielu zakątkach globu jest momentem zwycięstwa dobra nad złem, czasem nadziei, radości, śpiewów i hucznej zabawy. Wręcz idealnie w klimat ten wpisuje się Holi, zwane też Festiwalem Kolorów. Znakiem rozpoznawczym święta są barwne proszki  i rozpalane w wigilijną noc ogniska. Wpierw czeka nas więc biesiada przy skrzących watrach, o poranku zaś uliczna bitwa zdolna przemienić świat w migotliwą tęczę. W myśl legend płonące stosy upamiętniają klęskę Holiki – demonicznej ciotki Prahalada, która podstępem spopielić chciała swego bratanka. Młodzieniec wsparty przez dobrotliwego Wisznu, zwycięsko wyszedł jednak z tej potyczki. Dzień drugi związany jest z ciemnoskórym Kryszną, który zakochał się w bladolicej pasterce. Bóg nie chcąc różnić się od swej wybranki, przemalował jej twarz na inny kolor. Dziś Holi nie kończy się na przyozdobieniu facjaty. W ruch idą tony sypkich barwników i kolorowa woda wylewana wprost z przepastnych wiader. W 2017 roku szaleństwo to odbędzie się 13 marca. Na najbardziej malowniczy spektakl zaprasza północnoindyjska Barsana.

Irlandzkie obchody dnia św. Patryka

W marcu najciekawsze festiwale odbywają się nie tylko hen daleko, poza Europą, na huczną zabawę liczyć możemy też w Irlandii. 17 marca jest dniem św. Patryka, a przy okazji narodowym i religijnym świętem. Obchody organizowane są na terenie całego kraju, jeśli jednak zamierzamy w czasie tym odwiedzić Zieloną Wyspę, udać powinniśmy się wprost do Dublina! Tutejsza największa parada rozpocznie się jak zwykle na Parnell Square i ruszy ulicami miasta. W dniu tym dress code jest jasny – bezapelacyjnie obowiązują zielone stroje. Zdecydowanie w dobrym tonie są też czerwone peruki i wielkie zielone kapelusze. Najbardziej czytelnym symbolem święta jest trójlistna koniczyna. Jak głosi legenda, właśnie przy pomocy tego akcesorium św. Patryk tłumaczył niegdyś istotę Trójcy Świętej. Dzień św. Patryka to kroczące w radosnych pochodach tłumy przebierańców, głośna irlandzka muzyka, oszałamiające pokazy sztucznych ogni i słynna whiskey Jameson sprzedawana oczywiście w zielonych butelkach. Również konsumowane przysmaki muszą być zielone! W menu punktem obowiązkowym jest więc ziemniaczane puree z pietruszką i szczypiorkiem.

Balijski nowy rok

Nie wszędzie Nowy Rok zjawia się 1 stycznia, nie wszędzie też witany jest z rozmachem. Nowy kalendarz na Bali obowiązywać zacznie dopiero pod koniec marca. Jeśli załapać chcemy się na tutejsze sylwestrowe obchody, na wyspie zjawić powinniśmy się najpóźniej 25 dnia miesiąca – wówczas to rozpoczyna się trwające sześć dni święto. Sam Nowy Rok, zwany Nayepi, przypada na trzeci dzień celebracji i daje o sobie znać zupełną ciszą. Od 6 rano przez kolejne 24 godziny na Bali obowiązuje zakaz pracy, przemieszczania się i rozpalania ognisk. Nieczynne są sklepy, restauracje, a nawet plaże, na trzy spusty zamknięte jest też Ngurah Rai – międzynarodowe lotnisko. W domach nikt nie włącza telewizora, nikt nie zapala świateł. Obserwując wyspę z lotu ptaka, odnieść można wrażenie, że zniknąć postanowiła ona z mapy świata. Balijczycy Nowy Rok witają w skupieniu, nieco inna atmosfera towarzyszy zaś pożegnaniu starego roku. Dzień poprzedzający Nayepi to czas hałaśliwych procesji, w których ulicami miast niesione są ogoh-ogoh – gigantyczne podobizny demonów. Złym duchom składa się dary, odprawiane są też ceremonie wyciszające złą energię. Zabiegi te zagwarantować mają szczęście w nadchodzących miesiącach.

Ogoh-ogoh – balijskie demony fot. https://flic.kr/p/4zh39o CC BY 2.0 https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/

Marcowe najciekawsze festiwale – walenckie powitanie wiosny

U nas wraz z końcem zimy w ogniu ginie Marzanna, w hiszpańskiej Walencji płoną zaś dziesiątki wielkich kukieł. Święto Ognia, zwane tu las Fallas, to jeden z najciekawszych festiwali na Półwyspie Iberyjskim. Przed wiekami 19 marca, w dzień św. Józefa, lokalni cieśle zabierali się za wiosenne porządki. Resztki niezużytego drewna wynosili ze swych pracowni i układali wpierw w bezładne stosy, później zaś w kompozycje wyglądem przypominające lalki. Tak zgromadzone odpadki nocą  rozpalano przed drzwiami warsztatów. Dziś huczne obchody las Fallas trwają aż 5 dni – rozpoczynają się 15, a kończą 19 marca. W tym czasie ulice miasta przemieniają się w wielką scenę na świeżym powietrzu. Na przybyszy czekają koncerty, tańce, ludowe zabawy i przebierańcy w strojach z minionych epok. Prawdziwym gwoździem programu są jednak pirotechniczne pokazy gwarantujące kłęby dymu i niebywały huk petard oraz przepięknie wykonane ninots – gigantyczne kukiełki. Wielgachnym manekinem poszczycić chce się każda walencka ulica. Mieszkańcy długo zbierają więc fundusze po to, by zatrudnić najlepszych artystów. Powstałe kukły to prawdziwe dzieła sztuki, które 19 marca o północy zamieniają się w płonące pochodnie.