Szybkie testy na lotniskach – ceny biletów mogą wzrosnąć kilkukrotnie
By na wiosnę powrócić do względnej normalności w podróżowaniu, niezbędne będą tzw. szybkie testy, wykonywane na lotniskach, co bezpośrednio przełoży się na kieszenie podróżnych. I nie chodzi tu bynajmniej o dopłaty do testów, a raczej wyższe ceny biletów lotniczych – tak przynajmniej twierdzą eksperci z Kongresu Rynku Lotniczego.
Szybkie testy na COVID-19 szansą na powrót do „normalności”.
Ci, którym wirus niestraszny i wręcz nie wyobrażają sobie dłuższej przerwy w podróżowaniu, muszą przyznać, że ten sezon turystyczny był nad wyraz udany. Przede wszystkim cenowo! Linie robiły wszystko co w ich mocy, by tylko zachęcić klientów do zakupu biletów. Nierzadko „dokładając” do biletu. I nie mamy tu na myśli, wyłącznie linii niskobudżetowych, ale także przewoźników regularnych tj, chociażby PLL LOT. Trzeba przyznać, że wprawił on niejednego z nas w osłupienie, wypuszczając ofertę #LOTnaWakacje. Jednak wbrew oczekiwaniom, przyszłoroczne wakacje mogą nas kosztować już znacznie drożej. Po pierwsze – w wielu krajach wracają restrykcje w podróżowaniu, co oznacza, że przewoźnicy tną swoje siatki połączeń. Po drugie – powracające jak bumerang tematy uproszczonych procedur, nie napawają optymizmem samych linii lotniczych jak i lotnisk.
Najgorętszym tematem ostatnich tygodni są tzw. szybkie testy na lotniskach. Taka procedura dotyczyła by wszystkich pasażerów. Przypomnijmy, że Sebastian Mikosz, wiceprezes IATA wychodzi z założenia, że to jedyna nadzieja dla sektora lotniczego. Z czasem, gdy testy spowszednieją, ich ceny także staną się odpowiednio niższe. Ponadto, wszelkie koszty z tym związane, scedowane miały być na linie lotnicze czy lotniska docelowe, taka alternatywa wydaje się być najlepszą z możliwych. Czy aby na pewno?
Robienie testów wszystkim pasażerom, nawet z wynikiem po 15 minutach, sprawi, że trudno będzie optymalnie wykorzystać zasoby linii czy infrastrukturę lotniska. To zaś oznacza dodatkowe koszty. Podam przykład: obecnie na krótkich trasach samolot naszej linii jest w stanie wykonywać 6-8 lotów dziennie. Dodanie kolejnych elementów wydłużających proces odprawy, testowanie i sprawdzanie stanu zdrowia 190 pasażerów sprawi, że będę mógł robić maksymalnie 4 odcinki dziennie. Zatem wszelkie koszty związane z obsługą samolotu czy wynagrodzeniami pracowników pozostaną niezmienne. Będzie więc naturalna konieczność podwyższania cen biletów – mówi Andrzej Kobielski, dyrektor handlowy Enter Aira.
Czyżby znowu pasażerowie mieli ” dostać po kieszeni”?
Zatem od kiedy możemy spodziewać się podwyżek?
Być może w przyszłe wakacje w celu stymulacji rynku biura podróży i przewoźnicy wzięłyby jeszcze część kosztów na siebie, ale docelowo ktoś będzie musiał za to zapłacić… – rozkłada ręce Kobielski.
Koncepcja testowania budzi duże wątpliwości, bo nie wiemy nawet, jak mamy te testy wykonywać. Nawet jeśli ich wyniki będą znane już po 5 minutach. Bo co się stanie, gdy okaże się, że ktoś ma COVID, czy będziemy musieli odkażać cały terminal? Nie ma możliwości robienia szybkich testów w warunkach medycznych przy obsłudze setek tysięcy pasażerów. Ba, nawet przy kilkudziesięciu jest problem, bo jeden pozytywny test rozwala cały system. Uważam, że to pójście w złą stronę. Jeśli do wiosny uspokoimy głowy, to branża lotnicza znów zacznie rosnąć – mówił Tomasz Kloskowski, prezes lotniska w Gdańsku.