Kuchnia malezyjska – smaki i konsystencje, których nie znacie!
Intrygujące barwy, niebywałe smakowe zestawienia i konsystencja, stanowiąca zupełne novum dla podniebienia! Kulinarne dokonania Malezyjczyków z pewnością wciągnąć można na listę głównych atrakcji kraju. Wpływy hinduskich i chińskich imigrantów w połączeniu z rodzimą podstawą tworzą iście rajską kombinację – smakosze z pewnością znajdą tu coś dla siebie.
Uliczny spektakl latającego chleba
Roti canai to ciasto wyrabiane z mleka, masła i wody – chleb, a właściwie bardziej naleśnik, inspirowany kuchnią indyjską. Zazwyczaj serwowany bywa na straganach prowadzonych przez Mamaków – muzułmańskich Tamilów, czyli Hindusów wyznających islam – i stanowi idealną, zależnie od gustu słodką bądź wytrawna, śniadaniową przekąskę.
Nie bez przyczyny Anglicy określali go swego czasu mianem „latającego chleba”. Przygotowanie roti canai to cały kulinarny spektakl, podczas którego wprawiony kucharz rozbija, podrzuca i wiruje plackiem tak długo, aż stanie się on niemal przezroczysty. Po odpowiednim przygotowaniu ciasto składane jest w kwadrat, przekładane jajkiem bądź bananem i smażone na rozgrzanych, polanych olejem blachach. Wersji wytrawnej towarzyszyć może miseczka curry lub dalu, tej na słodko polewa ze skondensowanego mleka, choć lokalne banany to sama słodycz i podkręcać już raczej jej nie trzeba.
Nasi lemak – prawdziwy skarb narodowy!
Ów przysmak, nieformalnie podniesiony do rangi dania narodowego, już przed pierwszym kęsem oczarować potrafi niezwykłym swym aromatem. Niekwestionowana zasługa w dziedzinie tej przypada tajemniczym liściom pandanu – roślinie powszechnie występującej w tropikalnym klimacie, podczas gotowania osnuwającej potrawę delikatnie orzechową wonią.
Nasi lemak odnaleźć można w niezliczonej ilości rozmaitych wariantów. Niekwestionowaną podstawę dania stanowi ryż gotowany w mleku kokosowym z dodatkiem liści pandanu oraz serwowany do tego sos sambal sporządzany na bazie chili. Wersja sztandarowa dodatkowo okraszona bywa ogórkiem, anchois i prażonymi orzeszkami ziemnymi, w innych kombinacjach zagościć może smażony kurczak, marynowane warzywa bądź rendang – wołowina duszona w przyprawach i kokosowym mleku.
Nasi lemak bez problemu dostać można praktycznie wszędzie i o każdej niemal porze, choć tradycyjnie uchodził raczej za danie śniadaniowe. Ten zdobyty na targu dodatkowo oczaruje „opakowaniem” – niewielkie porcje skrzętnie zawijane są tu bowiem w bananowe liście. Nic dodać, nic ująć – kuchnia malezyjska w najlepszym wydaniu!
Sztandarowe danie robotników podbija salony
Idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy uwielbiają rzucić się w wir nowych, kulinarnych doznań będzie z pewnością nasi kandar – nie tyle jedno, konkretne danie, co raczej swoista odmiana suto zastawionego, szwedzkiego stołu! Nasi kandar to oczywiście ryż, który przydzielany jest tu wraz z talerzem oraz bufet, na którym odnaleźć można rozmaite mieszanki curry. Z pewnością nie zabraknie tu warzyw oraz mięs pod wszelakimi możliwymi postaciami – liczyć można na kurczaka, wołowinę, jagnięcinę, jak również na krewetki, ikrę ryb i kalmary.
Od XVIII wieku „danie” to nierozerwalnie związane jest z wyspą Penang i choć tu kantyn serwujących ów przysmak zdaje się być najwięcej, to niczym grzyby po deszczu pojawiać zaczynają się one i w innych częściach kraju. Niegdyś wystarczył sprzedawca, który z koszyków przewieszonych przez ramię wydobywał swe specjały. Dziś obwoźnych subiektów zastąpiły liczne, uliczne bary, a danie dawniej spożywane najczęściej przez portowych robotników z powodzeniem wkraczać zaczyna i w bardziej dystyngowane, restauracyjne progi.
Kuchnia malezyjska na słodko … Czego można się po niej spodziewać?
Miłośnicy słodkości na brak szansy na łasuchowanie z pewnością nie będą mogli narzekać. Sami Malezyjczycy raczej nie stronią od owych drobnych przyjemności, stąd też zarówno na porannym, jak i wieczornym targowisku bez problemu odnaleźć można liczne, lokalne łakocie. Pewnym zaskoczeniem z pewnością może być fakt, że zarówno pod względem smaku, jak i konsystencji tutejsze przysmaki zdecydowanie mogą różnić się od tego, do czego na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni.
Słodycze, wbrew wszelakim pozorom nie muszą więc być tylko słodkie, lekko pikantna nuta i tu z powodzeniem roztaczać może swe panowanie. Powszechnie stosowana kleista mąka ryżowa oraz fakt, że tutejsze „ciasteczka” częściej lądują na parze niż w piekarniku powoduje, że nie kruchość a niepowtarzalna konsystencja jest tym, co przykuwa uwagę. Tak też deserowe przekąski – tzw. kuih – przygotowywane zazwyczaj na bazie kokosa, niezastąpionych liści pandanu i cukru palmowego, zaintrygować potrafią nierzadko gąbczasto – galaretowatą strukturą.
Kuchnia malezyjska potrafi zaskoczyć! Na tych najbardziej na to gotowych czeka ais kacang – deser z kruszonego lodu obficie polany skondensowanym mlekiem i syropem z czerwonej róży z galaretką, czerwoną fasolą i kukurydzą. O dziwo jadalny, a nawet całkiem smakowity.
Kawa czy herbata? Znane napoje w lekko zmodyfikowanej odsłonie
Jak przystało na skrawek lądu, na którym Brytyjczycy odcisnęli niegdyś swe panowanie, Malezja zaskoczyć może czarną herbatą w wielu rozmaitych odsłonach. Gorąca, ze sporą dawką skondensowanego mleka, słodka na zimno z mlekiem, słodka na zimno bez mleka, słodka wciąż z lodem i dla odmiany z sokiem cytrynowym. Czarna bez cukru to raczej wybór niestandardowy, wymagający nieco gimnastyki, ale i taką wytrwałym z pewnością uda się zamówić. Na miłośników owego naparu czeka i nieco inna, niebywała gratka – wyprawa w Cameron Highlands, w tutejsze malownicze, herbaciane wzgórza.
Spokojną głowę podczas wyprawy mogą mieć i zwolennicy kawy – trunku tego w Malezji z z pewnością nie brakuje. Tutejsza kopi, czyli kawa nieco różni się jednak od tej, którą zazwyczaj parzymy w Europie. Jest gęsta, mocna i kwaśna, palona z dodatkiem cukru i masła. Serwowanie kawy to typowo chińska domena. Wiatraki wirujące tuż nad głowami, stali bywalcy wsparci o marmurowe blaty i towarzyszący naszemu napojowi tost z masłem i dżemem kokosowym – na to właśnie można tu natrafić. W standardzie oczywiście kawa ze skondensowanym mlekiem. Kopi kosong – to z kolei ciepła kawa bez cukru i mleka, zwolennicy małej czarnej muszą zapamiętać!