Obydalej.pl: Druga Relacja

Druga część sagi o przygodach Karoliny i Wojtka w Azji Południowo-Wschodniej. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, kliknij „Czytaj dalej”.

Logo obydalej.pl BlueSky Travel

 

W drodze do Singapuru…

Po kilkudniowym pobycie u rodziny Leow musieliśmy się już zwijać. W końcu nie można komuś siedzieć na głowie tak długo, chociaż chyba wszyscy byliśmy zadowoleni. Mieliśmy jeszcze kilka dni do naszego lotu do Tajlandii, postanowiliśmy wiec udać się do Singapuru, leżącego kilka godzin drogi od Kuala Lumpur. Od dawna było to jedno z naszych większych marzeń, ponieważ jednak Singapur jak na nasza studencka kieszeń jest niezwykle drogi, spędziliśmy tam tylko 2 dni. Zdecydowanie było warto. Ale może od początku.

Autostop, autostop…

Jako wprawieni autostopowicze nie mogliśmy się powstrzymać:) No, może sytuacja trochę nas do tego zmusiła… Okazało się, ze nasz przyjazd do Malezji zgrywa się z największym muzułmańskim świętem – Nowym Rokiem, który zaczyna się zaraz po zakończeniu Ramadanu. Jako, ze większość Malezyjczyków to muzułmanie, a w czasie święta jeździ się z wizyta do swoich rodzin od miasta do miasta, wszystkie pociągi były już zarezerwowane, a jedyne wolne miejsca w autobusach niezwykle drogie. Postanowiliśmy wiec skorzystać z autostopu. To była świetna decyzja. Złapanie stopa trochę nam zajęło, gdyż właściwie to staliśmy… na autostradzie:) Pierwszym samochodem, w jaki wsiedliśmy w Malezji było… auto policyjne! Okazało się, ze stoimy w niebezpiecznym miejscu i panowie policjanci postanowili nas zabrać w bardziej odpowiednie. Ponieważ panowie nie do końca mówili po angielsku, nasze wizje dojazdu trochę się nie zgrały i wysadzili nas zupełnie gdzie indziej, niż chcieliśmy. To jednak nam nie przeszkodziło i udało nam się złapać stopa prosto do granicy z Singapurem. Para, która nas zabrała okazała się świetna. Ponieważ jechali odwiedzić swoja rodzinę, od razu zaproponowali nam przyłączenie się do świętowania Hari Raya. I tak sie zaczęło…

Wojtek łapie stopa Bluesky Travel
Wojtek łapie stopa / fot. obydalej.pl

Hari Raya!

Po drodze do singapurskiej granicy razem z naszymi nowymi współtowarzyszami podroży wjechaliśmy do 2 malajskich, muzułmańskich domów. Tradycyjnie spróbowaliśmy ich świątecznych potraw, porozmawialiśmy o naszych krajach i wymieniliśmy kilka uwag na temat Euro… Tak, tu wszyscy wiedza, ze odbywało się w naszym kraju:) Nikomu wiec nie trzeba tłumaczyć, gdzie leży Polska. Malajowie są niezwykle gościnni. Nikomu nie przeszkadzało, ze się niespodziewanie zjawiliśmy w ich domu. Wręcz przeciwnie, staliśmy się główną atrakcja wieczoru. Szczególnie dlatego, ze nie wiedzieliśmy jak należy się zachować. Witać się z osoba płci przeciwnej czy lepiej nie, z kim rozmawiać, a z kim nie, czego próbować, co zjeść, a czego lepiej nie ruszać… Pozornie proste rzeczy tutaj okazywały się naprawdę trudne. Przede wszystkim nie do końca wiedzieliśmy jak się je, bo w Malezji nie używa się noży, a je za pomocą widelca i łyżki. Trzeba tez było sobie co chwile przypominać, żeby nie jeść i nie podawać nic lewa ręka. W islamie bowiem jest ona uważana za nieczysta… Dużo, dużo myślenia. Wszystko to spowodowało, ze strasznie się zmęczyliśmy:) Do tego dosłownie rozrywało nam brzuchy – tony jedzenia, które w nas wpakowali – to było stanowczo za dużo, aczkolwiek narzekać nie mogliśmy. Było pysznie!

Powoli w kierunku Singapuru

Chociaż planowaliśmy dostać się do Singapuru w kilka godzin, cala ta wycieczka włączając odwiedzanie rodziny naszych nowych znajomych zajęła nam dosłownie cały dzień. Nic jednak straconego, zdecydowanie było warto. Tym bardziej, ze mieliśmy okazje zobaczyć prawdziwe, malezyjskie małe wioseczki, w których domki poukrywane są wśród palmowych lasów. ‪Niezapomniany widok… Do Singapuru tego dnia nie dojechaliśmy, a jedynie do Johor Barhu na granicy. Tam tez zostaliśmy na noc w małym hoteliku, a następnego dnia rano wyruszyliśmy do upragnionego celu. Tym razem już autobusem:)

Dodaj komentarz